W Kenii represje nasilają się po ostatnich protestach: „Chcą nas wymazać”.

Kenijski aktywista Boniface Mwangi był w domu 19 lipca, gdy „sześciu uzbrojonych mężczyzn” włamało się do jego posesji. „Mieszkam na farmie w Machakos, w Lukenya [na południowy wschód od Nairobi]. Poszedłem do łazienki i kiedy wróciłem do salonu, zastałem ich tam siedzących i powiedzieli mi, że mnie aresztują za podżeganie do terroryzmu” podczas protestów 25 czerwca , ten weteran kenijskich walk społecznych opowiedział w wywiadzie telefonicznym dla EL PAÍS kilka dni po swoim aresztowaniu. Bez wyraźnego nakazu, według aktywisty, funkcjonariusze przeszukali jego dom i skonfiskowali komputery, telefony komórkowe i notebooki. Następnie zabrali go do swojego biura, powtórzyli procedurę i obiecali przekazać go Dyrekcji Śledczej ds. Kryminalnych, ale ostatecznie zamknęli go na komisariacie policji w Nairobi. Przez wiele godzin nie było od niego wieści, a pod koniec dnia został zwolniony.
Sprawa Mwangiego nie jest odosobnionym przypadkiem. Organizacje praw człowieka potępiają jego aresztowanie, twierdząc, że wpisuje się ono w szerszy schemat represji wobec osób krytycznych w Kenii, obejmujący arbitralne aresztowania, wymuszone zaginięcia i kampanie kryminalizacyjne mające na celu powstrzymanie narastającego niezadowolenia społecznego w kraju. Trzech liderów związanych z lokalnymi ośrodkami sprawiedliwości, John Mulingwa Nzau, Mark Amiani i Francis Mutunge Mwangi, zostało aresztowanych 27 czerwca, dwa dni po ostatniej masowej demonstracji w Nairobi przeciwko rządowi Williama Ruto. Według prokuratury mieli oni rzekomo podżegać do przemocy podczas protestów za pośrednictwem postów w mediach społecznościowych, ale organizacje społeczeństwa obywatelskiego, takie jak Amnesty International, twierdzą, że oskarżenia te nie mają poparcia w dowodach i dążą do „uśmiercenia” przywódców ruchu.
W rzeczywistości domniemana działalność terrorystyczna, którą agenci przypisywali Mwangi, odnosiła się do jego udziału w tym samym proteście 25 czerwca. Wydarzenie, które początkowo zostało pomyślane jako upamiętnienie masowych marszów, które odbyły się na ulicach Nairobi zaledwie rok wcześniej przeciwko rządowej reformie podatkowej, przerodziło się w wybuch ogólnokrajowego oburzenia przeciwko kenijskiemu rządowi, domagającemu się strukturalnych reform w celu zwalczania kryzysu gospodarczego miażdżącego kraj, dotknięty poważnym zadłużeniem . Oprócz odrzucenia nowych podatków od podstawowych dóbr, takich jak chleb, benzyna i dostęp do internetu, protestujący domagali się sprawiedliwości za śmierć profesora i blogera Alberta Ojwanga w areszcie policyjnym na początku czerwca, a także rezygnacji prezydenta. Tego dnia zginęło w sumie 25 osób, według najnowszych danych Kenijskiej Narodowej Komisji Praw Człowieka (KHRC), do których ta gazeta miała dostęp.

Frustracja społeczna w Kenii jest podsycana przez kluczową grupę demograficzną: około 80% populacji (spośród około 56,5 miliona) ma 35 lat lub mniej, zgodnie z niedawnym badaniem Afrobarometru , które ujawnia, że większość młodych Kenijczyków uważa, że rząd nie realizuje swoich priorytetów. Cios zadany przez pandemię COVID-19, która spowodowała utratę nieformalnej pracy przez miliony młodych ludzi, w połączeniu z rosnącym kosztem utrzymania, sprawił, że 40% młodych ludzi poważnie rozważa migrację, zgodnie z tym samym badaniem. To niezadowolenie młodzieży z kolei przełożyło się na aktywizm cyfrowy i protesty, szczególnie wśród młodszych pokoleń, które korzystają z mediów społecznościowych i promują działania zbiorowe bez formalnych struktur. Przypadek Kenii osiągnął zasięg kontynentalny i już służy jako lustro dla podobnych ruchów w innych krajach afrykańskich dotkniętych kryzysami gospodarczymi, brakiem możliwości i represjami przestrzeni obywatelskiej.
"Byłem w szoku , nie mogłem oddychać", wspomina Mwangi, wspominając moment swojego aresztowania. Został już aresztowany w październiku za swoją działalność, a w maju ubiegłego roku został zatrzymany i torturowany w hotelu w Tanzanii , dokąd udał się, aby pomóc Tundu Lissu, liderowi głównej partii opozycyjnej kraju, CHADEMA, który przebywał w więzieniu oskarżony o publikowanie fałszywych informacji, jak potępił na konferencji prasowej. Ale tym razem zarzuty przeciwko Mwangiemu były szczególnie poważne: został oskarżony o opłacanie zbirów — lokalnego terminu na wynajętych bandytów — którzy rzekomo siali zamieszki podczas protestów, jak twierdził sam Ruto. Podczas spotkania z funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa kraju 28 czerwca prezydent Kenii określił wydarzenia na demonstracji jako „skalkulowany” i „niekonstytucyjny chaos”, którego celem była „zmiana reżimu”.
Prawdziwym powodem mojego aresztowania jest to, że byłem częścią ruchu domagającego się odpowiedzialności od Ruto.
Boniface Mwangi, aktywista
„Tylko oni [rząd] płacą bandytom. Są filmy, zdjęcia, dowody, że wysyłają je politycy, ale nikogo nie aresztowano. Protestujemy bez przemocy. Nie palimy, nie rzucamy kamieniami” – broni się Mwangi, narzekając, że „rząd zlecił represje na zewnątrz”. „Ludzie boją się tych bandytów bardziej niż samej policji, bo mogą cię zatłuc na śmierć” – dodaje.
W rzeczywistości, chociaż „w mediach społecznościowych [władze Kenii] opublikowały informację o moim aresztowaniu za terroryzm, kiedy stanąłem przed sądem, zarzuty uległy zmianie: z terroryzmu na posiadanie amunicji, której nawet nie miałem” – mówi. Uważa jednak, że motyw jest inny: „Prawdziwym powodem, dla którego mnie aresztowano, jest to, że byłem częścią ruchu, który pociąga Ruto do odpowiedzialności, mobilizując i domagając się sprawiedliwości dla ofiar zabitych podczas zeszłorocznych protestów [około 60, z których tylko jedna jest objęta śledztwem]. Z powodu mojego aktywizmu uznali mnie za jednego z liderów” – zauważa.
Represje policyjne„Wolność obywatelska w Kenii jest celowo tłumiona” – potępił Ernest Cornel, rzecznik Kenijskiej Narodowej Komisji Praw Człowieka (KHRC), w rozmowie telefonicznej z tą gazetą. „Policja użyła nadmiernej siły, zabiła, porwała i doprowadziła do zaginięć obywateli. To, co Konstytucja stanowi w artykule 37, że Kenijczycy mają prawo do protestu, nie jest już przestrzegane” – dodał. Według zaktualizowanych danych KHRC, oprócz 25 osób, które zginęły w protestach 25 czerwca, kolejne 35 osób straciło życie 7 lipca, podczas symbolicznego dnia Saba Saba [„siedem siedem” w suahili, nawiązując do daty], upamiętniającego walkę z autorytarnym reżimem lat 90. „Lipiec był najkrwawszym miesiącem w roku” – podsumowuje Cornel.
Brayan Mathenge, ekonomista i koordynator Centrum Sprawiedliwości Githurai, wyjaśnia narastającą falę represji w rozmowie na WhatsAppie: „Chcą nas wymazać, ale generują coraz więcej gniewu. To się nie skończy. Jesteśmy pokoleniem, które nie wierzy już w puste obietnice ani reformy z góry”.
Chcieli wysłać jasny komunikat: nikt nie jest bezpieczny. Twoja widoczność i kariera nie mają znaczenia. Jeśli zdenerwujesz władze, zapłacisz cenę.
Ernest Cornel, rzecznik Kenijskiej Narodowej Komisji Praw Człowieka
KHRC donosi, że aresztowania i zaginięcia stały się systematyczne. W 2024 roku organizacja pozarządowa udokumentowała 82 wymuszone zaginięcia. „W tym roku nadal otrzymujemy zgłoszenia, ale trudno jest je dokładnie policzyć, ponieważ wiele porwań ma miejsce w nocy, bez świadków, a członkowie rodzin boją się zgłaszać” – wyjaśnia Cornel. Dodaje: „To nie przypadek, że Boniface [Mwangi] został aresztowany. Chcieli wysłać jasny sygnał: nikt nie jest bezpieczny. Twoja widoczność ani kariera nie mają znaczenia. Jeśli zdenerwujesz tych u władzy, zapłacisz cenę”.
Sprawa Mwangiego ma jednak również wymiar regionalny. Dwa dni przed aresztowaniem on i ugandyjska aktywistka Agather Atuhaire złożyli pozew przeciwko rządowi Tanzanii do Trybunału Sprawiedliwości Afryki Wschodniej za bezprawne przetrzymywanie i torturowanie w maju. „To nie przypadek. Rządy w tym regionie [Ruto w Kenii, Yoweri Museveni w Ugandzie i Samia Hassan Suluhu w Ugandzie] kopiują swoje metody. Wykorzystują strach i system sądowniczy, aby uciszyć tych, którzy się sprzeciwiają” – twierdzi.
Jednak pomimo ucisku, mobilizacja trwa. „Za każdym razem, gdy obrońca zostaje aresztowany, dołączają do niego kolejne osoby. Represje już nikogo nie oszukają. Nie chodzi o ochronę ludzi, ale o ochronę tych, którzy sprawują władzę” – zauważa Cornel. Mathenge podsumowuje to w ten sposób: „Jeśli będziemy musieli wybierać między strachem a godnością, wielu z nas wybierze godność, nawet jeśli wiemy, ile to kosztuje”.
Boniface Mwangi idzie dalej i uważa, że kraj stoi na rozdrożu: „Kenia była tętniącą życiem demokracją. Ale jeśli Ruto zdoła zmienić konstytucję i utrzymać ją po 2027 roku, zostaniemy bez państwa. Dlatego wciąż jesteśmy na ulicach. Bo jeśli nie stawimy oporu, stracimy wszystko”.
EL PAÍS